Spotkań smak
9 października 2013
Dziś dzień pełen wrażeń, dłuuugi, ale z atrakcjami. Bo cóż lepszego być może niż dobre towarzystwo przez cały dzień? Wreszcie siostrzaną grupę (3-osobową plus dwoje małych urwisków) udało się zgrać w jednym czasie i w jednym miejscu. Marysia jak zwykle, nie wiedząc jeszcze co ją czeka biegała po całym mieszkaniu w nadziei, że odpuszczę jej ubieranie się. Ale o nie, nie… Nie takie numery ze mną! Złapałam i przekonałam, że brum, że ciocie, że Szymuś i Michałek będą. I dobra zabawa. I ubrałam wreszcie, wyjściowo :)
Taki był plan, że Maluchy pochłonięte wzajemnym towarzystwem będą się świetnie bawić, a my oddamy się błogiemu plotkowaniu o wszystkim i o niczym. Cóż moje plany zweryfikowało życie i Marysia uczepiona a to nogi, a to ręki (na zmianę) koniecznie maminej. Maaaama, maaaaaama, tam! I wycieczek po całym mieszkaniu nie było końca :) Michaś w przedszkolu, Szymek, jak to Szymek chadzał własnymi ścieżkami tocząc zaciekle krążki i piłki a ja z Marysią biegałam w tę i we w tę, czekając na drzemkę, która wcale przyjść nie chciała! Podjęłam kilka prób usypiania ale wszystko na nic! Marysia słuchając kołysanek, które przecież miały ją właśnie ukołysać zaczynała się bujać z uśmiechem i kląskać :) No nic nie działało! Szymek już odpłynął a my tylko tup tup, ścieżki dalej wydeptywałyśmy… I kiedy myślałam już, że sama zasnę na stojąco po tej bieganinie od samego rana moje dziecko… usnęło.
Wreszcie można było spokojnie usiąść i porozmawiać. Dzięki dziewczyny za kawę. Z Wami nawet zimna wybornie smakuje!
Super, że udało nam się w końcu spotkać – wszystkie razem na pełnym luzie:)bez pośpiechu, bez stresu, że już późno, że zaraz wieczór, że rano do pracy, do przedszkola…. Powinnyśmy częściej organizować takie spotkanka! Tylko szkoda, że urlop jest taki krótki:(
Taaaaak, zwłaszcza mi tu pasuje „bez pośpiechu” :) Ale możemy jak najbardziej częściej powtarzać!
He he. Nie pocieszaj się, że jak podrośnie to sobie spokojnie pogadasz. Dzieci maja to do siebie, że kiedy my mamy chcemy chwilkę pogadać to one maja najwięcej potrzeb i spraw i pomysłów i… jeść im się chce i w ogóle nagle zaczynają o wszystko pytać (czego przecież normalnie nie robią). A szczytem wszystkiego jest moment kiedy mama zaczyna gadać przez telefon (nawet jak sie schowam w łazience i tak mnie dopadną):) Pozdrawiam mamy maluszków:))
Ha ha ha, od razu mi się lżej zrobiło!
Śliczne zdjęcia, Marysiunia jak zwykle śliczna! Mnie urzekło zwłaszcza pierwsze zdjęcie…;)
Super Marysieńka wygląda, prawdziwa pani biznesmen, rewelacyjna stylizacja.
Dzięki, dzięki dziewczyny! Te zdjęcia, to moje ulubione.
Jak wszystkie Marysine….
Aga trzeba szybko to powtórzyć bo chociaż dzieciaczki nie pozwoliły spokojnie siedzieć z filiżanką kawy to i tak pogadać się udało (kawę zimną wypiłyśmy) i było naprawdę fajnie. To wszystko ma swój urok. Marysia to swoje „mama” wypowiada tak cieniutkim, delikatnym głosikiem – uroczo po prostu, a i Szymuś dał niezły popis swoim „lala” i trrrrrrrrrrrrrrrrrrrr naśladując lecącego ptaszka:) „Słodkie Bobaski” jak to Michaś mówi.