(Nie)zły dzień z życia matki na urlopie
3 lutego 2015Ponieważ mój oczekiwany powrót do pracy okazał się falstartem, dni przebiegają bardzo podobnie do siebie. Nie biegam rano szykując się do pracy, nie myślę o tym co mam zrobić po powrocie, nie zastanawiam się czy zdążę utulić Marysię do snu wieczorem.
Jedynym moim budzikiem od ponad dwóch lat jest właśnie Marysia. Naprawdę, na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy ustawiałam w swoim telefonie godzinę pobudki. Są takie dni, że wysypiam się do oporu a gdy słyszę odgłos deszczu na dworze, to uśmiecham się i przekręcam się na drugi bok.Ma to swoje plusy, ale ma też minusy… Nie mogę np. za nic w świecie uruchomić opcji drzemki.
Czyżby nasze wspólnie dni były sielanką? Oto jak wyglądał jeden z nich.
Kiedy już wstaniemy, względnie ogarniemy mieszkanie, zaczyna się szykowanie śniadania i zupy dla Małej, bo ona jest ich wielbicielką. Jak dotąd jedyną w naszym domu.
Kiedy Marysia zje już codzienną porcję marchewki w trakcie mojego warzenia zupy zasiadamy do zabawy. Czasami nawet Marysia pobawi się sama, jeśli akurat nie interesuje jej zmywarka czy też wstawianie prania. Zwykle jednak towarzyszy mi w pracach domowych. Zastanawiam się tylko, kiedy jej to uwielbienie przejdzie.
No i kiedy już zasiądziemy do tej zabawy to… Bawimy się i bawimy. Marysia gada jak opętana. Pyta, odpowiada, śpiewa, jednocześnie oczekując mojej obecności. Później wychodzimy na spacer.
Po powrocie do domu wciska mi w rękę kota i już się zaczyna: „Dzień dobry kotku! Gdzie dziś idziemy? Na basen? A masz suszarkę, klapki i ręcznik?”. A ja tylko przytakuję…
Zbliża się południe, więc mobilizuję się do zabawy. Wiem, że za jakiś czas Marysia się zmęczy, będzie przerwa na zupę i na moją kawę.
Już się cieszę na tę nową, postanawiam, że jak Marysia pójdzie spać to zrobię sobie taką ze spienionym mlekiem. A co!
Bawimy się i bawimy, malujemy, wyciągamy „nową”, schowaną przed kilkoma tygodniami grę i sobie układamy. Spoglądam na zegarek. Zacieram ręce, podgrzewam zupę. Marysia ma lekko błędne spojrzenie, to w końcu pora drzemki. „Mamusiu, chcę spać, jestem zmęczona”. Ok, nie ma problemu. Idziemy do sypialni. Obowiązkowo jest bajka. Bajka opowiadana przeze mnie. Po bajce Marysia tuli się do mnie, kręci się i wierci. „Nie mogę dospać! Nie będę spała!”
Wizja kawy wypitej w towarzystwie Lennego Kravitza i szusowania w internecie oddala się. Doradzam Marysi, aby zamknęła oczka, posłuchała kołysanki. Śpiewam. „Mamo, ja nie chcę spać!” mówi głośno i wyraźnie.
Kawa z pianką przepada w czeluściach dialogów z kotami, Kubusiem Puchatkiem i resztą bandy. Marysia pogania mnie, żebym odpowiadała na jej pytania i lepiła wyimaginowanego bałwana ze śniegu. Tuli się przy tym do mnie 125 razy. W międzyczasie chce wody, soczku, siku i obiadek.
Ponownie spoglądam na zegarek. Boże! Jeszcze trzy godziny do powrotu Grzegorza. Na pokój nie chcę spoglądać. Mam nadzieję, że nie będziemy miały żadnych niezapowiedzianych gości.
Robię sobie kawę z dwóch łyżeczek, dolewam zimnego mleka.
Marysia jest coraz bardziej marudna, ciągle zmienia zdanie co do zabawy. Ja tracę siły. Ludzie, jak ciężko bez tej drzemki. Niby godzina (czasem i półtorej) to niewiele, ale dla mnie to szalenie dużo!
Tu nie chodzi o tę głupią kawę z pianką co jej sobie nie zrobiłam, ani nawet o muzykę, której nie mogę słuchać, bo mi głowa pęka od ciągłego przetwarzania nadmiaru Marysinych informacji. Chodzi o samotność, której prędko nie doświadczę.
Ja jestem społecznym człowiekiem, bardzo lubię ludzi, kocham swój zawód, uwielbiam dzieci, lubię spędzać czas z Marysią, ale… Przychodzi taki moment, w którym muszę zebrać swoje myśli i poprzebywać chwilę tylko sama. Chwila w łazience, to za mało. I tak zwykle słyszę stukanie do drzwi, „Mamoooo, gdzie jesteś?”. Jakby z tej łazienki były jakieś drzwi do wolności. Nie ma.
Ostatecznie myślę sobie, że skoro drzemki nie ma, to może chociaż wieczór będzie spokojniejszy. Kiedy mąż wraca z pracy to on przejmuje stery. Marysia ciągnie go na dywan i zabawa rozpoczyna się od nowa :) Ja siedzę klapnięta, mam wrażenie, że zaraz usnę. Nic się nie dzieje, dalej słyszę odgłosy coraz cichszej zabawy.
„Chcę umyć ząbki” słyszę. Nie posiadam się ze szczęścia, że Marysia sama zdecydowała się na sen. Lecimy więc do łóżka, Marysia usypia bardzo szybko.
Sama ledwo wyczołguję się z sypialni. Kładę się pół żywa. Po chwili jednak regeneruję się, wszak jest dopiero 21. Jejjj, co robić z taką ilością wolnego czasu? :)
Pędzę pod prysznic. Mąż podaje mi ciepłe piwo, chociaż w myśl tego jak się dziś czuję mogłaby to być cała beczka. Kładę się na chwilę na kanapie, biorę do ręki książkę i… Usypiam. O godzinie 21.40 kończy się mój dzień. Jutro powtórka z rozrywki.
Drzemko, gdzie jesteś? Nie opuszczaj nas, bo my Ciebie wciąż bardzo potrzebujemy!
U nas jeszcze jest drzemka. Mała wstaje po 8, a drzemka jest po 12, śpi nawet do 2h. Wieczorem za to zasypia dopiero o 22, zależy jak wyglądał dzień i czy ją bardzo zmęczył.
Może budź Marysię wcześniej i wtedy załapie się na tą drzemkę?
Wiem o czym mówisz, wiem jak puchnie głowa przez cały dzień ;) …
Gdybym była poza domem to zabrałabym drzemkę, ale wytrzymać z dwulatką cały dzień to jednak wolę ją położyć.
Haniu, my chyba musimy przeczekać i już… Dziś ratowała mnie siłownia, to moja odskocznia i sposób na redukcję emocji. Jak wróciłam, to pomyślałam, że jak już się wszystko ureguluje, to jest opcja wczesnego usypiania i wolnych wieczorów…:) Tylko ja muszę się jeszcze przestawić.
Pozdrawiam! I niech Córa śpi jak najdłużej! :)
:D ależ się usmiałam.. Oczywiście z tego, w jak świetny sposób to wszystko opisałaś :D
Ładnie, ładnie, to właśnie to mnie za jakiś czas czeka. :) Widzę teraz wyraźnie, jakie pokłady energii ma Marysia ;) Oskar też nie usiedzi w miejscu….
Powiem Ci, że też mi brakuje tej chwili tylko dla siebie.. Czekam z utęsknieniem na wiosnę – mąż zapowiedział, że będzie często zabierał Oskiego „na piłkę” ;)
Uściski dla tego cudownego pokładu energii :D
Asia, mi tam do śmiechu nie było ;) Chyba każdej matce brakuje nieco wolności, też czekam na wiosnę, kiedy mąż będzie mógł się przespacerować z Marysią godzinę czy półtorej, a nie zabrać po pracy do sklepu, bo ciemno i zimno :(
Damy radę, byle do wiosny!
Dzięki i buziaki dla Was! :*
Ha ha ha ale się uśmiałam, nawet Michałowi przeczytałam i słuchał z dużym zainteresowaniem:) Ja prawie już zapomniałam jak to jest, ale rzeczywiście ta dzienna drzemka dziecka jest baaaaardzo matce potrzebna. Sama też na nią czekałam zazwyczaj z wytęsknieniem, ale Michał akurat nie miał z tym problemu i codziennie spał 2-3 godz w ciągu dnia (gdy był w wieku Marysi). No cóż! Marysia śpiochem nie jest, ale kiedyś będzie to dużym plusem – gdy np. będzie chodziła już do przedszkola i nie będziesz musiała się męczyć z codzienną poranną pobudką:)
Pamiętam czasy Michasia – Śpiocha :) to były czasy! Haha, zobaczymy jak z tym będzie z tym budzeniem od września, może nagle miłość do spania się pojawi Dziś dla odmiany mam luzy, bo Marysia jedząc obiadek usnęła… Sama nigdy by się nie zdecydowała na dobrowolną drzemkę ;) Kawa z pianką smakuje bossssko!
A ja zrezygnowałam z drzemek Antka zaraz po 2 roku jego życia. Godzina drzemki równała się zapasowi energii na 4 godziny! W ciągu dnia-fajnie, chwila relaksu, ale ta godzinka miała się nijak do chodzenia spać o 23! Zasypiałam przed Antkiem! I co z tego, że Kamil wracał z pracy, przejmował ster, skoro mój mały ogonek i tak mnie nie odstępował.. Walczyliśmy tydzień. Dziecko się przestawiło. Ja również! Dziś ma 4 lata i NADAL (!!) chodzi spać o 19. A ja potrafię spokojnie wysiedzieć czasami i do północy..Kochana! to jest RAJ! Spokojnie obejrzany film, książka, muzyka,pełen relaks:)) Aha.. już się nauczyłam-„wypadek drzemkowy” jednego dnia, to ogrom sił na kolejne dni i bez niej:)) Pozdrawiam Was ciepło!
Aniu, jak Ty mnie podniosłaś na duchu! Dziękuję Ci Kochana :*
Doskonale rozumiem Twoje rozsterki, jeszcze 3 miesiące temu takie miałam. Moja Lenka jest z 06.2012r, i też powoli rezygnowała z drzemek w dzień. Jak mnie to wyprowadzało z równowagi!! Wstawałyśmy kolo 8ej, ogarnianie siebie i domu, trochę zabawy i wyjście na spacer, później powrót, drugie śniadanie/obiad i drzemka od 14-16. Mogłam spokojnie naszykować obiad, rozwiesić pranie, wypić kawę i w ogóle odpocząć psychicznie. Tym bardziej, że cały czas byłyśmy we dwie. Mąż wraca późno i jeszcze ma sprawy wieczorem. Łudzenie się, że może Lenka padnie wcześniej wieczorem – tylko bardziej marudziła.
Od grudnia ja poszłam do pracy, a Lenka dostała się jako 2,5 latek do przedszkola, zwolniło się miejsce. Wstaje też o 8ej, trochę przed, mąż prowadza, a odbierana jest tuż przed przedszkolną drzemką – pada na pysk i śpi po 2-3 godziny jak wróci. Tyle wrażeń:)
Wiem, że ciężko znaleźć pracę, sama szukałam nie tak krótko. Jest dobrze, tylko że jak wraca się z pracy, to normalny człowiek odpoczywa:D a ja słyszę ciągle tekst „mamo pobaw się ze mną!”. Ale szczebiot nie męczy – bo przecież się stęskniłam już cały dzień;)
P.S. Chodzicie do Parku Wodnego Siedlce? My bardzo lubimy;) Jestem z okolic Siedlec;)
Ola, fajnie, że napisałaś! Wśród moich znajomych to ja pierwsza przerabiam brak drzemki i bawienie się od rana do nocy :) Zastanawiam się skąd te nasze maluchy czerpią tyle energii, czasem sama chciałbym się podpiąć pod jakąś ładowarkę. Myślę, że praca bardzo dużo daje, po kilku godzinach nieobecności człowiek biegnie do dziecka jak na skrzydłach, co? :) Powiem Ci, że też rozważaliśmy przedszkole od wiosny, ale jednak zdecydowaliśmy, że poczekamy z tym do września.
Do Parku chodzimy, owszem! Jak tylko mała jest zdrowa, to śmigamy, bo mamy bardzo blisko. Twoja Lenka też pada po harcach w basenie? Jak my chodziliśmy rano, to zawsze Marysia przysypiała w samochodzie.
Pozdrawiam!
Akurat ostatnio byłyśmy po południu na basenie, to tylko pilnowałam, żeby nie usnęła w drodze powrotnej, bo by się zdrzemnęła w aucie i hasała do północy:) Mała bardzo lubi basen, nie pływa tak typowo, ale wody się nie boi i cały ten czas jest taka rozradowana i szczęśliwa!
I niestety często kładziemy się we troje spać do łóżka, czytamy, opowiadamy, ale i tak usypiamy szybciej niż Lenka:D. Ale już się przyzwyczailiśmy. Lena jak uśnie wcześniej, np padnie o 20.30 to potrafi obudzić się o 4ej rano z tekstem: „mamo wyspałam się, wstawamy!”. To już wolę, żeby kręciła się z nami do 21.30-22ej i wstała o 8ej ;)
My drzemki odstawiłyśmy ok 18 m-ca, bo taka regeneracja sił się wg mnie „nie opłaca” ;) Kapitalny post, zarówno tekst jak i zdjęcie :)
Wow, od 18 miesiąca bez drzemki? Brrrrr!!!! :)
Dzięki!
Po pierwsze świetny tekst! P drugie: Czy wszystkie czytelniczki miały wrażenie, że czytają o sobie samej? Zwłaszcza łazienka dała mi do myślenie…czyżbyśmy siedziały tam razem;) Cieszę się, że minęły już te czasy, kiedy odliczałam czas do snu syna, który i tak nie nadchodził albo trwał 15 minut. Tymek porzucił drzemki i chodzi spać … proszę o fanfary…. o 20.00 Witaj swobodo!!! ekhmm tzn witaj prasowanie!!!
Aniu, dzięki :* Nie wiem tylko czy mam teraz czekać na oswobodzenie… Nie znoszę prasowania!
Moja Zuza przestała spać w dzień, gdy miała 23 miesiące. Co odbiło nam się w godzinach nocnego snu. W lecie spała od 21.30 do 10.00 – 10.30. Natomiast w zimnie usypiała o 18.30 – 19.00 :) Teraz ma 5,5 roku i dopiero od około 2 mies zasypia o 20.00. Jeszcze ostatniej jesieni kładłyśmy się o 19.00.
Jak to dobrze, że nie tylko ja mam czasami ochotę „wysłać dziecko w kosmos” :) Zuza jest bardzo samodzielna w zabawie i najczęściej nie potrzebuje towarzystwa. Jednak jak człowiek pada z nóg i ma dość wszystkiego, wtedy ma najwięcej pytań i chęci do wspólnej zabawy. jak czytam takie wpisy, to nie czuję się wyrodną matką, która nie zawsze ma siły i uśmiech na twarzy.
Dorota, Ty jako kolejna dajesz mi nadzieję na lepsze jutro :) Bardzo mi się podoba opcja luźnych wieczorów…
Nie ma takiej opcji, żeby każdego dnia być w super formie i non stop się uśmiechać. Każdy miewa gorsze dni, najważniejsze, żeby mieć czas na zregenerowanie się. Wolny wieczór ze śpiącym już dzieckiem jest do tego idealny ;)
Kochana, jak ja Cię rozumiem :)
Z tym, że u mnie jest ta różnica, że mąż nie przejmuje sterów. Jeśli wraca kiedy one jeszcze nie śpią, to i tak to już jest z reguły pora kolacji i ogólnego szykowania się do snu. W tym tygodniu kończę ferie. Z jednej strony żal, bo znów będę je rzadziej widywała, z drugiej strony wielka radość, bo ja po dwóch feryjnych dniach spędzonych tylko z Nimi – miałam już dość…
PS. Czyżbyście się odpieluszyły?
Ach… No i u nas dzień bez drzemki u Młodszej Młodzieży to już niestety coraz częściej :( Za szybko, zdecydowanie za szybko, zważywszy na to, że na Jej karku dopiero 19 miesięcy :/
Magda, podziwiam Cię podwójnie! Był taki czas, że mąż wracał z pracy kiedy usypiałam Marysię. Powiem Ci, że naprawdę było mi wtedy ciężko! 19 miesięcy i bez drzemki??? Niezła ta Twoja mała Pannica :)
Marysia już jakieś pół roku biega bez pieluchy.
Zastanawiam się kiedy jest dobry moment na powrót kobiety do pracy. Wymyśliłam: kiedy zaczynasz łapać się na zazdrości, że Twój mąż idzie tam i może sobie odpocząć…