Lato bez zabawek
30 września 2015Na palcach jednej ręki mogę policzyć zabawki, które kupiłam latem. Przypominam sobie tylko puzzle z second handu, drewnianą układankę i ciastolinę. Te wakacje były naprawdę niskobudżetowe.
Dlaczego nie kupowałam zabawek latem?
Bo nie było takiej potrzeby. Sporą część lata spędziłyśmy na wsi. Wszystko to, co Marysia znalazła na dworze wystarczyło, by zapewnić jej rozrywkę w ciągu dnia:
- piasek i woda (podstawa)
- parę foremek po kuzynie
- konewka
- kubeczki po jogurtach czy serkach
- parę plastikowych butelek
- nakrętki od butelek
- wiaderko
- kamyki i szyszki
- zmiotka stojąca pod ścianą
Naprawdę to był cały jej zabawkowy niezbędnik.
Wiecie jak wyglądaj nasz dzień?
Marysia otwierała oczy, sama się ubierała, zakładała kalosze (na poranną rosę idealne) i ruszała na dwór. Śniadanie jadłyśmy pod rozłożystym orzechem, zawsze w towarzystwie mojego dziadzia, czasami rodziców (jeśli akurat byli w domu). Od rana była zabawa, o dziwo samodzielna. Grzebanie patykami w ziemi, robienie babek w piaskownicy i podlewanie kwiatków. I tak w zasadzie w kółko przez cały dzień. W międzyczasie był spacer po warzywa i owoce, oczywiście ekologiczne! Codziennie też chodziłyśmy z Marysią do dzieciaków, młodszych i starszych i był szał, bo można było poskakać na trampolinie i pobawić się w drewnianym domku. Takim ze schodkami, drzwiami i okiennicami. Były koty, psy, kury, króliki, słowem niebywałe atrakcje, których na co dzień uświadczyć nie można. Ja też miałam totalne luzy, bo to moja mama królowała w kuchni :)
Było idealnie. Gdzieś w zasięgu wzroku miałam Marysię a pod ręką Kindle. Nie musiałam pełnić roli animatorki, tylko najzwyczajniej w świecie mogłam…czytać. Bez przerywania tej czynności co 2 linijki tekstu.
Oczywiście były też zimne deszczowe dni i wtedy więcej siedziałyśmy w domu, coś malowałyśmy (mazakami, farbami, kredkami), wycinałyśmy, kleiłyśmy, lepiłyśmy z ciastoliny i czytałyśmy książki. Ale i tak każdego dnia przez kilka godzin byłyśmy na zewnątrz. Teraz zastanawiam się jak dużo za dużo zabawek mamy w naszych domach. Bo nie mam wątpliwości, że ja po 3 urodzinach Marysi muszę znowu sporą ich część spakować do pudełek.
Jak zawsze mądry post..nic dodać nic ująć.. Uściski!
Aniu :* Ściskam mocno!
Natura – najlepsza zabawka :)
Magda, masz absolutną rację! Testowana od pokoleń i zawsze zdaje egzamin na 5 :)